Mieszkam poza Polska, corocznie przyjezdzam na 2-3 tygodnie wakacji, i corocznie stwierdzam ze Polska dokonuje milowych skokow cywilizacyjnych, zarowno w sferze materialnej jak i duchowej. Ludzie urodzeni po 1990 bez kompleksow, dorodni, wyksztalceni, drogi na poziomie europejskim, takiez pociagi, agroturystyka rozwinieta, lasy nadal czyste i pelne zwierzyny.
Po kilku dniach spedzonych zwykle na przesiadce w Londynie, i nerwowym ogladaniu sie tam przez ramie na ulicy czy przypadkiem jakas bomba nie wybucha, albo ktos nie goni mnie z maczeta po ulicy Warszawa wydaje sie oaza spokoju: nareszcie mozna spokojnie przejsc sie ulica, pojsc na spacer na Stare Miasto, odwiedzic Centrum Kopernika.
Poczytalam wpisy na Forum, oraz odpowiedzi pani Jandy, i mam nieodparte wrazenie czytania korespondencji z Korei Pln. lub Polski za czasow Stalina, na pewno nie z Polski ktora odwiedzam corocznie. Te wspolne jeki-biadolenia-strachy, to wlasciwie na jaki temat ?
????