przez Trzynastka Pn, 02.01.2006 19:31
Powialo wiatrem od Emci, przynioslo wiosenny deszcz i burze z piorunami, calkiem to przyjemne, tak cudnie leniwie dookola.
Wszystko chyba idzie utartym, dawnym torem i nawyki te same, bo juz pierwszy czajnik spalilam w tym roku. Zaraz po powrocie z Sylwestra, nad ranem nastawilam moje tornado z bardzo glosnym gwizdkiem na wczesna poranna herbatke. Zeby nie budzic nastolatkow podnioslam gwizdek do gory i... poszlam do komputera poodbierac poczte, poczytac. Bylo tego troche i zdjecia takie cudne, zarylam nos w ekran, zadowolona. Cos mi sie wydawalo, ze jakis dzwiny zapach dochodzi, rozejrzalam sie po moim biurze, wszystko w porzadku, czytam dalej. I nagle olsnienie, ped do kuchni, no tak, piekniutkie tornado, pod kolor mojej kuchni kupione, osmolone niezle trzeba bylo znowu wyniesc do ogrodu.
Przede mna ksiega: „All in one book”, tam dzis musze umiescic skrzetny plan w kategoriach co i jak na ten trudny, pracowity rok.
Ksiega jeszcze piekniutka, naprawde czysta karta, nie zapaskudzona marzeniami z ksiezyca, ani obowiazkami po uszy, ze sie mozna prawie utopic.
Wyrzucony za plecami stary rok, jak po spowiedzi czysto w duszy, tak po zakonczeniu starego roku juz tylko wazne co i jak w tym, ktory sie wlasnie rozpoczal.
Na nowo pozwolil dac nadzieje, zamknal na cztery spusty „ nie umie, nie moge, nie dam rady”.
Nowa karta do zapelnienia, lubie taka szanse, bez ogladania sie zbytnio na przeszlosc.
W polowie stycznia spotykam grupe ludzi, z ktorymi pracuje, na noworocznym naszym podsumowaniu. Jestem zawsze pierwsza, ktora mowi o tym, ile rzeczy zaniedbala, ale zawsze spotykamy sie po to, zeby raz jeszcze, od nowa obudzic w sobie ochote na chcenie czegos wiecej od samego siebie. To takie trudne, stresujace, ale jesli naprawde chcemy zmian, potem przynoszace wielka satysfakcje.
Wiem o tym najepiej na wlasnym przykladzie ( sorry, bedzie prywatnie).
Dawno, dawno temu bylam niezwykle niesmiala osoba, bardzo wrazliwa, zamknieta w swoim wlasnym swiecie pelnym marzen. Nauka przychodzila mi niezwykle latwo, ale przeszkadzaly mi chyba moje wlasne bariery, wynikajace glownie z niesmialosci. Z byle powodu uciekalam czesto, jak Wy to mowicie, „pod bledzik”, ukryta przed swiatem, nie nazywajaca rzeczy glosno, jawnie, po imieniu, wszystko klebilo sie gdzies w srodku mnie. Tak naprawde nikt mnie nie znal do konca.
Tutaj w Stanach, juz bedac osoba dorosla, przeoralam to wyboiste pole swoich wlasnych barier, uprzedzen, slabosci. Nagle zycie rzucilo mnie na bardzo gleboka wode. Trzeba bylo albo tonac, albo uczyc sie szybko plywac. Dostrzeglam pracujac nad soba, uczac sie wypowiadac emocje na biezaco, powoli pokonywac slabosci, ze nie tylko mi sie ta zmiana podoba, ale nareszcie jestem w pelni soba. W trakcie choroby taty czytalam kazda lekture, ktora moglaby pomoc mi znalezc w sobie sily na nastepne dni. Pomagalo. W trakcie mojej obecnej pracy, na poczatku drogi, ludzie, nawet najblizsi pukali sie w czolo, twierdzac, ze to szalony pomysl zamienic konwencjonalna medycyne na odbudowe zdrowia silami natury. Byly nawet ataki medialne, kiedy cale zjawisko nabralo szerokiego rozglosu, niektorzy zwatpili, odeszli. Czytac, sluchac, wyciagac wnioski, umacniac siebie, nie otaczac sie maruderami, nie bylo latwo. Najtrudniej mi przyszlo nauczyc siebie biznesu, a potem przelac te wiedze na innych. Znalezc klucz do ominiecia zwiatpienia wewnatrz siebie i podnosic ze zwatpienia innych, kawal najtrudniejszej roboty, ktorej nie mozna zaniedbywac, ani na dluzej odkladac.
Ta trudna kombinacja uczuc i dzialan to nasze codzienne zycie.
Spotykamy kogos za kilka lat i widzimy wspaniale rozwijajacego sie czlowieka lub zlamana zyciem osobe, ktorej juz absolutnie nic sie nie chce.
Niewiele zostalo z tamtej osoby, pelnej swoich wlasnych wiezow, ktora bylam przed laty. Kosztowalo mnie to mnostwo morderczej pracy, ale warto bylo.
Zycze Wam na poczatku tego roku, zeby zycie poprowadzilo Was taka droga, ktora doprowadzi do uwolnienia od cech, ktore bardzo Wam przeszkadzaja zyc pelna para. Zebyscie mogli napotkac kogos, kto okaze sie pomocny, na kim sie bedziecie wzorowac, kto popchnie do pierwszego kroku naprzod, komu przyjrzycie sie dokladnie i powiecie, „ cholera jasna, dosyc, chce zyc inaczej, moje buty sa za ciasne”. Ja mam wielu takich ludzi, dzieki ktorym wywalilam stare buty.
Ponizej piosenka, zaczyna sie po staremu; „przepraszam, ze zyje”, ale konczy tak, jakbysmy naprawde chcieli: „ to swietnie, ze zyje”.
Jesli dzis przepraszacie, to mam nadzieje, ze pod koniec tego roku bedzie inaczej.
Otworzcie swoja czysta ksiazke, wpiszcie pierwsze minimalne zmiany, i.... do roboty.
Powodzenia................13
Przepraszam, ze zyje (Agnieszka Osiecka)
Przepraszam, ze zyje
Przepraszam, ze pije
Przepraszam, ze tyje
Choc szczezcia mi brak
Przepraszam, ze mine
Przelotnie jak ptak.
Przepraszam, ze nie jem
Przepraszam, ze jem
Przepraszam, ze nie wiem
Przepraszam, ze wiem.
Meldowani na tej ziemi tymczasowo
Zapomnieni poprzez Boga juz na amen
Zapatrzeni w skrawek miejsca, w dane slowo
Czemu wciaz wpadamy w sidla takie same.
Przepraszam, ze zyje...
Chociaz przyszlo zyc pod miedza i za lasem
Tu gdzie deszcze przemijaja monotonnie
Poigrajmy sobie czasem - sobie z czasem
Przewalajmy sie z halasem przez historie.
Przepraszam, ze zyje...
A gdy przyszlo nam urodzic sie dziewczyna
Skaleczona, jak ta czajka, przez mezczyzne
Kupmy sobie dobre, stare, mocne wino
I spiewajmy, nie zmieniajac serca w blizne.
Przepraszam, ze zyje...
Meldowani na tej ziemi tymczasowo
Przyodziani w tanie palto i Ojczyzne
Odgrywajmy los na nowo i na nowo
I spiewajmy, nie zmieniajec serca w blizne.
To swietnie, ze zyje
To swietnie, ze pije
To swietnie, ze tyje
Choc szczescia mi brak
Nie szkodzi, ze mine
Przelotnie jak ptak...